Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

Zamknij

08 - 28/06/2015

fot. Marcin Oliva Soto
Galeriafot. Marcin Oliva Soto

Gdzie szukać nowego ładu jeśli nie w miastach. Sprzyjają tworzeniu nowych wizji, konstruowaniu utopii. Mogą pełnić tę rolę ponieważ stanowią przestrzenie wymiany, spotkania różnych ludzi, wzorów myślenia, gotowości do otwarcia na to, co nowe. Rdzeniem tak pomyślanych miast są przestrzenie publiczne, nic więc dziwnego, że traktuje się je obecnie jako podstawowy zasób, który pozwala walczyć o mieszkańców, przyciągać inwestorów i uwagę. Ilość zabiegów i strumień finansowania w nie wymierzony, świadczą jednocześnie o tym, że przestrzeń publiczna jest dzisiaj zasobem zagrożonym, degradowanym przez procesy deurbanizacji, negujące miasto jako przestrzeń różnorodności czy intensywnej obecności – mowa o grodzeniu przestrzeni publicznej, jej prywatyzowaniu czy klaryfikacji, a więc tworzeniu jej w taki sposób, by odpowiadała tylko jednej, określonej kategorii osób. Coraz częściej mówi się, i słusznie, że przestrzeń publiczna przestaje być dobrem wspólnym, że jest wykluczająca, bo podporządkowana regułom utowarowienia, utrudnia też poszukiwanie nowych jakości, bo coraz częściej obecność w niej redukowana jest do zestawu kilku dobrze zdefiniowanych praktyk. Wiemy, że taka przestrzeń na niewiele nam się w szerszej perspektywie służy, że przegrywa walkę z przestrzeniami cyfrowymi, że utrudnia poszukiwanie nowych dróg, których wielu z nas, szczególnie w dobie kryzysu, usilnie wypatruje. Wiemy jednocześnie, że rewitalizacja przestrzeni nie może przebiegać jedynie odgórnie.

Chcemy wyjść poza masterplan po to, by kredytować rozwój z energii, woli i pomysłowości samych mieszkańców. Przestrzeń ma być więc na powrót uspołeczniona, a mieszkańcy mają na siebie przyjąć nowe zobowiązania: współtworzyć miejską materialność, sieciować się i tworzyć kapitał miejsc, współprodukować usługi komunalne. Kłopot w tym, że podobne nowe formy uczestnictwa przekonują zwykle niewielką, relatywnie dobrze sytuowaną społeczność, pozostali ciągle przyzwyczajeni są do myśli, że przestrzeń jest zasadniczo zamknięta, a jej administracją zajmuje się władza publiczna i inne podmioty, które ich przerastają. W tych warunkach nie tylko miasto, rozumiane przede wszystkim jako idea zakładająca wielość, ale i nowe utopie, których niby tak bardzo potrzebujemy, stają pod znakiem zapytania. Nie ma szansy na nowe tam, gdzie nie ma odwagi do eksperymentów. Nie bez powodu poszukiwanie nowego ładu pozostaje dzisiaj więc na etapie rozmowy o samej potrzebie takiego poszukiwania i problemach, które zadanie to czynią w zasadzie niemożliwym. Właśnie dlatego trzeba tę wspomnianą odwagę rozniecać. Zainteresowanie i niepewność staje się niezbędnym projektem.

Historia dostarcza wielu przykładów – potrzebę zmiany najlepiej czuć wtedy, gdy dookoła pełno ciekawości i zainteresowania światem, a nic nie rozbudza jej lepiej niż rozmaite spektakle – wiedzy i uliczne. Było tak, kiedy nadchodził modernizm, było tak dwadzieścia pięć lat temu, w czasach polskiej transformacji ustrojowej. Jeszcze niedawno sądziliśmy, że nowe, miejskie zadanie festiwali artystycznych polegać powinno głównie na uspołecznianiu rozumianym jako tworzenie organicznych więzi sąsiedzkich, rodzinnych, pokoleniowych. Może jednak równie bardzo potrzeba nam dziś słabych relacji, pozwalających podejmować nowe zobowiązania, otwierać się na nowe, niespodziewane konteksty, nie obawiać się kontaktu z nieznajomymi, innością? Poszukiwaniu tego, co nowe musi towarzyszyć karnawał, który uzasadnia eksperyment, pierwsze próby poszukiwania innych form obecności w mieści oraz relacji z innymi. Tak jak kiedyś, karnawał stać się więc powinien zadaniem publicznym.

Cel tyleż ekscytujący, co zobowiązujący. Oznacza bowiem, że nie powinien nas zadowalać widok pełnych placów i ulic - wypełniających się ludźmi w czasie kolorowego miejskiego święta. Wszystko to mało będzie warte, jeśli w tych przestrzeniach nie znajdą dla siebie miejsca ludzie, którzy zwykle zostają w domu, jeśli aktywności i zasady w nich panujące przypominać będą te, znane z innych obszarów miasta, jeśli nie uda się wmanewrować instytucji miejskich w nowe zobowiązania, wymuszające negocjowanie codziennych związków. Karnawał w końcu wtedy jest karnawałem, kiedy nie tyle intensyfikuje życie, co odwraca jego reguły. Tylko wówczas także festiwale mogą pełnić swoją miastotwórczą rolę – polegającą nie na tym, że się w miastach odbywają, ale że te miasta, miejskość w sensie ideowym, pomagają na nowo wytwarzać.

Zespół Generatora Malta 2015