Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

Zamknij

08 - 28/06/2015

Galeria

Ostatecznie uchwalona przez Sejm treść ustawy krajobrazowej daje nadzieję na to, że w najbliższych latach wygląd naszych miast ulegnie poprawie. Warto jednak zastanowić się już teraz, jakie będą konsekwencje senackich poprawek, o które tak zabiegali prezydenci miast oraz strona społeczna.

Gdy 24 kwietnia Sejm przyjął senackie poprawki do ustawy krajobrazowej, media triumfalnie ogłaszały, że ustawa nareszcie „ma zęby”. Co to jednak właściwie znaczy? Nie każda bowiem z 31 poprawek senackich to ostry kieł, od którego znikną szpecące reklamy.

Na wstępie należy zaznaczyć, że sama ustawa nie mówi wiele na temat tego, jakie reklamy są dozwolone, jakie zaś nie. Ceduje za to na samorządy odpowiedzialność stworzenia lokalnego prawa (obejmującego całe gminy), które będzie określało, jakie reklamy mogą być umieszczane, a jakie nie. Każda gmina będzie w związku z tym dysponowała odmiennymi dokumentami. Ten pomysł był niekiedy poddawany krytyce jako pogłębiający chaos reklamowy. Warto jednak zauważyć, że dotychczas większość terenów nie posiadała takich ustaleń, panowała więc zatem zupełna dowolność. Często dziwimy się, jak to możliwe, że wiele reklam bezproblemowo funkcjonuje na niektórych działkach, nawet jeśli są nielegalne i nic się z tym nie dzieje. To jest efekt właśnie istotnych braków w prawie, które określałoby, w jakich miejscach reklamy mogą się pojawiać oraz jaki mogą mieć rozmiar.

Większość nośników, które obecnie funkcjonują w przestrzeni publicznej, powstała w latach 1998-2004, kiedy temat reklam wielkoformatowych dopiero zaczął się pojawiać. Dość powiedzieć, że w latach 90. reklamy, także te pojawiające się na budynkach, budziły z początku pozytywne reakcje, dając poczucie, że w szary świat pokomunistycznej szarzyzny, wkracza kolor zachodniego kapitalizmu. Ten czar miał się wkrótce okazać zabójczy dla przestrzeni publicznej, jednak jak to zwykle bywa, władze zareagowały na problem z pewnym opóźnieniem. W tej chwili ustawa pozwala w jakiś sposób tę sytuację zmienić i w tym miejscu możemy już zacząć mówić o działaniu owych „zębów”.

Przede wszystkim ustawa pozwoli sformułować przepisy, które dają realne szanse na zmianę status quo. Dotychczas takich gwarancji nie było. Uchwalane plany miejscowe zawierające zapisy zakazujące lokalizacji reklam, stanowiły jedynie projekt na przyszłość i w zasadzie nie pozwalały w żaden sposób wpłynąć na aktualny stan wizualny przestrzeni. Obecny kształt ustawy powoduje, że od momentu uchwalenia przez gminy przepisów reklamowych, właściciele nośników będą mieli 12 miesięcy na dostosowanie ich do nowych przepisów. Po tym czasie zaczną się kary.

Niezwykle ważne są zasady, na jakich będą one konstruowane. Poprawki Senatu mówią o wielokrotnościach tzw. „opłat reklamowych” – to opłata administracyjna, która będzie pobierana od każdego nośnika reklamowego. Opłata reklamowa składa się z części stałej oraz zmiennej. To zwykły podatek pobierany od właściciela terenu, na którym lokalizowany jest dany nośnik. Opłata stała nie może przekroczyć 2,5 zł dziennie, zaś opłata zmienna jest uzależniona od powierzchni danego nośnika (od każdego metra nie może wynieść więcej niż 20 gr). Stawkę składającą się z sumy tych dwóch części opłaty i zwielokrotnionej o ilość dni, w trakcie których następować będzie ekspozycja, będzie musiał uiścić każdy. Przeliczenie dla potencjalnej reklamy w przyszłości wskazuje, że konieczność opłat reklamowych spowoduje zniknięcie przede wszystkim małej, taniej reklamy bannerowej. Jest ona uciążliwa, jednak jej eliminacja nie rozwiązuje całego problemu. Dlatego też wprowadzono kary – czyli dzienne wielokrotności opłaty reklamowej, które będą nakładane na właścicieli nieruchomości, na których nielegalne reklamy będą się znajdować. Kary będą uzależnione – podobnie jak zmienna część opłaty reklamowej – od powierzchni nośnika oraz zwielokrotnionej 40 razy. Kary naliczać się będzie aż do dnia dostosowania reklamy do przepisów lub jej demontażu.

Wśród wszystkich słusznych poprawek, które Sejm zaakceptował, znalazła się też jedna, budząca pewne wątpliwości. To poprawka nr 16, która nie pozwala gminom określać materiału, z którego dany szyld będzie mógł zostać wykonany. To szczegół, jednak jak zdajemy sobie sprawę, często właśnie w takich drobiazgach estetyka przestrzeni publicznej może doznać znacznego uszczerbku. Pozostaje mieć nadzieję, że w związku z możliwością kontrolowania liczby szyldów, będą one wykonane jak najlepiej.

Na koniec warto też odpowiedzieć na chyba najbardziej palące pytanie, jakie pojawiło się po piątkowym głosowaniu w Sejmie, to kiedy w końcu znikną reklamy wielkoformatowe? Najpierw samorządy muszą uchwalić swoje zasady lokalizowania reklam, a może nastąpić nawet w tym roku. Następnie musi minąć obiecane 12 miesięcy, w trakcie których reklamodawcy będą mogli dostosować swoje nośniki do nowych przepisów. Jeśli tak się nie stanie, rozpocznie się proces nakładania kar i demontowania nielegalnych nośników. Wydaje się, że w przeciągu dwóch–trzech lat nasze miejscowości, w końcu zostaną oczyszczone ze szpecących reklam. Przed nami jednak jeszcze dużo pracy. Ustawa to dopiero początek zmian.

Wojciech Kacperski - socjolog, historyk filozofii. Przewodnik po Warszawie. Miejski felietonista „Kultury Liberalnej”. Doktorant w Instytucie Socjologii UW, gdzie pisze rozprawę na temat „oddolnego urbanizmu”. Interesuje się miastotwórczą rolą kawiarni, miejskimi ruchami społecznymi oraz współczesną architekturą. Członek Kongresu Ruchów Miejskich.
 

Źródło: kulturaliberalna.pl